Już dawno przestałem wbijać chorągiewki na mapie świata
Wywiad Roberta Mazurka z podróżnikiem, dziennikarzem i autorem książek – Jakubem Poradą

Jest Pan bardziej podróżnikiem czy dziennikarzem?
Jedno z drugim jest powiązane, dziennikarz i podróżnik uzupełniają się wzajemnie. Moim zdaniem to jest takie wash&go - dwa w jednym. Podróże dla siebie samego są bardzo ważne, ale ważne jest również to, aby wiedza zdobyta podczas podróży nie poszła w las, tylko została przekazana. Dziennikarz świetnie nadaje się do tego, bo z zasady jest osobą, która mówi, pisze. Moim zdaniem większą siłę przebicia ma ten, kto potrafi z tych podróży wynieść naukę w postaci opowiedzenia swoich doświadczeń innym.
Kiedy tak właściwie złapał Pan podróżniczego bakcyla?
Gdy miałem 16-18 lat. Z racji wieku jestem osobą, która wtedy nie mogła swobodnie wyjeżdżać za granicę. Dlatego razem z przyjaciółmi często jeździłem po Polsce, głównie pod namiot. W moim przypadku częściej nad morze, choć gór nie omijałem.
W swoich książkach poleca Pan „city breaki”. Co to właściwie jest?
Są to krótkie wyjazdy za niewielkie pieniądze. Mniej więcej 10 lat temu po raz pierwszy przeczytałem artykuł o „city breakach”, co mnie bardzo zainteresowało. Zacząłem wyszukiwać tanie bilety lotnicze i noclegi. Bardzo szybko zauważyłem też, że Polska jest równie atrakcyjna, co inne kraje. Swój pierwszy wyjazd w tej formie odbyłem do Białegostoku. W nieistniejącym już Polskim Busie na tej trasie można było upolować bilety nawet za 5 zł. To był moment, w którym stwierdziłem, że chcę wrócić do lat młodości i podróżowania z tamtego okresu.
Takie „city breaki” to rzecz, wokół której kręci się teraz Pana życie. Jak często Pan wyjeżdża?
Staram się jak najczęściej – zdarza się co tydzień, a nawet kilka razy w tygodniu, ale zdarza się też raz na kilka tygodni. Wynika to z tego, że realizuję wiele projektów: w TTV prowadzę „Express”, gdzie muszę wyrobić normę miesięczną, realizuję program „Pokaż nam świat” w TVN24, a także przygotowuję serwisy Dzień Dobry TVN. Ponadto od niedawna pracuję też w Travel Channel. Jest tego tyle, że w połączeniu ze swoimi spotkaniami autorskimi i warsztatami, które prowadzę w całej Polsce, muszę znaleźć luki w grafiku. Gdy tylko się one pojawiają, to od razu planuję kolejny wyjazd. Jest też tak, że gdy znajdę tanie bilety, to wokół nich wszystko dobudowuję. Średnio udaje mi się wyjeżdżać kilka razy w miesiącu.
A na ile do przodu ma Pan zaplanowane wyjazdy?
Najdalej zdarzyło mi się na rok do przodu. Gdy pojawia się bardzo atrakcyjna oferta – bilety w bardzo dużej promocji, wtedy bez zastanowienia kupuję je. Leżą sobie i czekają na swój moment, o czym niekiedy zdarza mi się nawet zapomnieć. Poza tym mam kilka stałych terminów, w których zawsze wyjeżdżam – do Zakopanego, na tratwy nad Biebrzę, a także nad polskie morze.
Zdaniem niektórych takie weekendowe podróżowanie może być bardzo pobieżne. Co Pan o tym sądzi?
Zupełnie się z tym nie zgadzam. Swoich podroży nie planuję z dnia na dzień, w ten sposób kupuję tylko bilety. Mając w ręku bilet na lot, który odbędzie się za miesiąc przez ten czas solidnie przygotowuję się do wyjazdu. Jeżeli lecę gdzieś w formie reportera, to muszę wiedzieć, co powiedzieć przed kamerą. A jak lecę prywatnie, to chcę wiedzieć, co zobaczyć. Tylko kilka razy zdarzyło mi się polecieć w ciemno, ale było to na zasadzie wypoczynku. Wtedy nie zajmuję się zabytkami, kulturą, tylko idę na plażę. Jednak jeśli już gdzieś jadę, to szkoda byłoby przegapić miejscowe atrakcje. Z każdej podróży staram się przywozić jak najwięcej cennych informacji.
Jak duże znaczenie w podróży ma dla Pana cena biletu lotniczego? Czy decydując się na wyjazd, patrzy Pan przede wszystkim na to, gdzie akurat jest „promocja”?
Nie tylko. W tym momencie, przy odpowiednim wyszukiwaniu, jestem w stanie znaleźć atrakcyjne bilety do wielu miejsc na świecie. W sytuacji, gdy mam dwa dni wolnego, oczywiście sprawdzam, gdzie pojawiły się atrakcyjne loty. Jednak nie zawsze decyduję się na nie, bo na przykład w tym momencie jest tam brzydka pogoda. Dlatego jestem gotów zapłacić więcej, aby tylko polecieć tam, gdzie jest cieplej. Za każdym razem jest to kwestia wyboru.
Jaki jest najprostszy sposób na upolowanie taniego biletu lotniczego?
Najprostsza i – co ważne – darmowa jest wyszukiwarka Skyscanner. Wybieram sobie w niej miejsce wylotu – dla mnie jest to Warszawa, ale dla mieszkańca Radzynia może to być równie dobrze Świdnik. Wybieram też miejsce docelowe – tutaj przeważnie zaznaczam opcję „gdziekolwiek”. Wtedy wyszukiwarka posegreguje mi wszystkie oferty począwszy od najtańszej. Jeżeli nie wybiorę daty, to system sam się tym zajmie. Zaproponuje nam najtańsze oferty. Kiedy znajdę bilet na kierunek, który mnie interesuje (a także zadowala mnie cena i odpowiada mi termin), to wchodzę na stronę przewoźnika i kupuję. W ten sposób możemy polecieć do wielu miejsc w Europie, spędzając w podróży około dwóch godzin. To tyle, ile jechałem dzisiaj samochodem z Warszawy do Radzynia.
Pana sposób na tani nocleg?
Wszystkie popularne wyszukiwarki, które reklamują się w telewizji, mają możliwość wyszukiwania i sortowania ofert od najtańszej. Jednak nigdy nie wybieram takich ofert. Co z tego, że mogę mieć w Dubaju nocleg za 89 zł, skoro hotel usytuowany jest daleko od centrum. W takiej sytuacji wolę zapłacić więcej i mieć lokum tuż przy samym lotnisku. Oszczędzam wtedy czas na dojazdach. Tutaj każdy musi sam zdecydować, biorąc pod uwagę kryterium czasu pobytu i grubości portfela. Przy wyborze noclegu wielką wagę przywiązuję też do oferowanego standardu. Z zasady staram się nie sypiać w ośmioosobowych pokojach, dlatego wolę dopłacić i mieć odrobinę prywatności. Choć łazienka na korytarzu zupełnie mi nie przeszkadza.
Mamy już bilet, nocleg. Co dalej?
Dalej jest najważniejszy element – siadam przed komputerem i sprawdzam, jakie atrakcje czekają na mnie w danym miejscu. Zrobiłem też tak przed dzisiejszym przyjazdem do Radzynia. W każdym z miejsc, a na pewno w każdej europejskiej stolicy, muzea mają jeden dzień darmowy. Zawsze coś się znajdzie, co można zobaczyć nie płacąc za wstęp. Atrakcje płatne też nie zawsze mają porażające ceny. Wiem, że wszystkiego nie zobaczę, jednak tworzę sobie spis miejsc wartych odwiedzenia. Mam kilkaset plików w komputerze, w których gromadzę informacje i tworzę plany na pobyt w różnych miejscach na świecie. Wklejam sobie tam linki, zapisuje atrakcje i nawet jeśli nie zobaczę tego podczas najbliższego wyjazdu, to zakładam, że jeszcze tam wrócę. Korzystam też z pomocy grup dyskusyjnych, dzięki którym wiem np. jak sensownie dojechać z lotniska do miasta, do jakiego autobusu się kierować, co zobaczyć na miejscu.
Jest Pan zwolennikiem szczegółowego planowania podróży czy pozostawia Pan sobie margines spontaniczności?
Jestem gdzieś pośrodku. Planuję szczegółowo, ale nigdy nie udało mi się w pełni tego planu zrealizować. Zawsze okazuje się, że jestem gdzieś godzinę dłużej i już nie opłaca mi się jechać w kolejne miejsce. Wtedy przekładam to na następny raz, ale stworzony wcześniej plan realizuję dalej. Wydaje mi się, że jest to złoty środek.
Tanie podróżowanie to wyzwanie – wydaje mi się, że Polacy wolą raczej wypoczywać all inclusive. Skąd u Pana pomysł na takie wypady?
Ja też bardzo lubię wypoczywać all inclusive. Podróże są jak menu w restauracji, z którego wybieramy sobie, co chcemy. Każda potrawa jest smaczna, gdy jest odpowiednio przyrządzona. Dzisiaj mam ochotę na schabowego, jutro na sushi, a pojutrze na bigos. Wybrana potrawa sprawia nam największą przyjemność, kiedy nie jemy jej codziennie. Są jednak osoby, które tak jak moja koleżanka w redakcji, mogłyby np. przez cały rok jeść pizzę i jej się to nie nudzi. Ale na ogół lubimy zmiany i różnorodność. Wtedy wszystko smakuje nam lepiej. Tak samo jest z podróżowaniem. W czym lepsze jest przedzieranie się przez amazońską dżunglę od leżenia plackiem na tureckiej plaży w pięciogwiazdkowym hotelu? Niczym. Chodzi o to, że jeżeli mam ochotę na ekstremalne warunki, to jadę do Wenezueli, a jak chcę odpocząć, to na Majorkę. Jedno z drugim się nie kłóci. Nie uważam, że podróże all inclusive są gorsze od podróży ekstremalnych. One powinny się uzupełniać.
Dalekie czy bliskie? Które podróże są lepsze?
Według mnie podróż do Indii jest równie atrakcyjna jak podróż do Radzynia. W naszym przekonaniu coś, co jest dalekie, egzotyczne zawsze będzie atrakcyjniejsze. Ale z kolei dla mieszkańca Indii przyjazd do Radzynia będzie czymś niesamowitym. Stare przysłowie „Cudze chwalicie, swego nie znacie” bierze się z tego, że wydaje nam się że tam daleko jest egzotyka, a blisko jest normalne. Wiele osób podróżuje, by tylko się pokazać. Jedzie jak najdalej, gdzie można zrobić fajne selfie i pochwalić się nim na portalu społecznościowym. Najlepiej z podpisem „Szkoda, że Was tutaj ze mną nie ma” (w domyśle chce, by mu wszyscy zazdrościli). Jeżeli ktoś już osiągnął status podróżnika, to poznaje świat tylko dla siebie. Świadomy podróżnik nie musi niczego udowadniać. Daleka podroż jest fajna, ale bliska jest też świetna. Lubię chodzić po szlakach turystycznych PTTK w okolicy Warszawy, gdzie wielokrotnie odkrywam w promieniu 15-20 km od domu fantastyczne miejsca, których nigdy wcześniej nie widziałem. Są na wyciągnięcie ręki.
Przy tak dużej liczbie wypraw woli Pan „wracać tam, gdzie byłem” czy wciąż odkrywać nowe nieznane miejscowości?
Bardzo często wracam do miejsc, w których już byłem. Wychodzę z przekonania, że nie starczy mi życia, by zobaczyć wszystkie miejsca na świecie – samych miast w Polsce jest 940 i aby je wszystkie odwiedzić musiałbym poświęcić na to blisko 3 lata. Już dawno przestałem wbijać chorągiewki na mapie świata. Skupiam się na lepszym poznaniu miejsc mi znanych. Wtedy odkrywam, że jest jeszcze tyle ciekawych możliwości. Każda podróż jest dla mnie początkiem następnej. Nie ścigam się w poznawaniu świata, bo wiem, że nie jestem w stanie wszystkiego zobaczyć. I to nie ma sensu. Po jakimś czasie zapomniałbym połowę, bo nasz umysł nie jest w stanie tego przyjąć. Dla mnie chodzi o to, by mieć czas przeżyć, a głębokie przeżycie czegoś oznacza powrót.
Często wraca Pan z podróży i biegnie na dyżur do telewizji albo odwrotnie. Jak udaje się Panu to połączyć?
Przy dobrej organizacji pracy naprawdę wiele rzeczy można zrobić naraz. Człowiek jest jak betoniarka, która gdy jedzie, przy okazji miesza beton. Robi dwie rzeczy jednocześnie. Dokładnie planuję sobie wszystko w notesie i trzymam się tego planu. Jak tak sobie wszystko zorganizuję, to mogę zrobić naprawdę wiele rzeczy.
Napisał Pan książkę o Polsce – czy Polska jest dziś miejscem, po którym da się podróżować tanio i ciekawie?
Ciekawie na pewno! W Polsce jest masa miejsc, które są bardzo atrakcyjne turystycznie, unikatowe w skali Europy, a nawet i świata. Co do taniości, to uważam, że Polska generalnie jest drogim krajem. Dla przykładu podam swój ostatni pobyt w Dubaju, gdzie za taksówkę zapłaciłem 38 zł, za czterogwiazdkowy hotel ze śniadaniem 150 zł, a bilet na metro wyniósł mnie 5 zł. Z kolei, gdy pojechałem na majowy weekend w okolice moich rodzinnych Kielc, to za nocleg musiałem zapłacić aż 200 zł.
Jakie jest Pana motto podróżnicze?
Podróże kształcą. Jest to może wyświechtane hasło, ale nie traci na znaczeniu. Dzięki podróżom człowiek staje się mądrzejszy, bez względu na wiek. W podróży człowiek uczy się więcej i łatwiej przyswaja nowe rzeczy. Szkoda tylko, że życie jest takie krótkie.
Było tanie latanie, Polska co daje radę i jest tanie podróżowanie. Planuje Pan już kolejną książkę?
W tym momencie mam kilka pomysłów. W kontekście poznawania świata jestem już w połowie pisania książki, która pokaże od kuchni pracę dziennikarza-podróżnika. Chcę połączyć w niej rzeczy, których nie można zobaczyć w moich programach podróżniczych, z fajnymi zdjęciami.
Dziękuję za rozmowę.
Ja również bardzo dziękuje za rozmowę i za zaproszenie mnie do Radzynia. Jeszcze nigdy nie byłem tutaj i jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem waszego miasta.
Data publikacji: 22.09.2019 r.