Elżbieta Dzikowska

Urodziła się 19 marca 1937 r. w Międzyrzecu Podlaskim. Historyk sztuki, sinolog, podróżniczka, reżyser i operator filmów dokumentalnych, autorka wielu książek, programów telewizyjnych, audycji radiowych, artykułów publicystycznych oraz wystaw sztuki współczesnej.

Ukończyła sinologię w Instytucie Orientalistyki Uniwersytetu Warszawskiego. W 1959 r. dostała korespondencyjnie propozycję pracy w nowo otwartej redakcji miesięcznika „Chiny”. Pracowała tam do rozwiązania tego pisma i powstania w 1964 r. redakcji „Kontynentów”. Związana była z nią przez 20 lat, zwiedzając z aparatem fotograficznym całą Amerykę Łacińską.

W 1976 r. wraz z Tony Halikiem byli pierwszymi Polakami, którzy dotarli do ruin zaginionego miasta Vilcabamba, ostatniej stolicy Inków. Jako małżeństwo przygotowali wspólnie około 300 filmów i programów telewizyjnych z cyklu „Pieprz i wanilia”. Razem odbyli wiele podróży do prawie wszystkich krajów Ameryki Łacińskiej, Europy, 27 stanów USA, jak również do: Chin, Australii, Nowej Zelandii, Tajlandii, Indii, Sri Lanki, Rosji, na Tahiti, Hawaje, Galapagos, Wyspę Wielkanocną, do Kenii i Tanzanii, do Maroka, Libii, Egiptu. Po śmierci męża w 1998 r. Elżbieta Dzikowska zajęła się głównie popularyzacją ciekawych miejsc w Polsce, realizując krajoznawcze programy telewizyjne z cyklu „Groch i kapusta” i tworząc cykl książek „Groch i kapusta, czyli podróżuj po Polsce!”.

Elżbieta Dzikowska jest inspiratorką budowy pomnika inż. Ernesta Malinowskiego – twórcy do niedawna najwyżej położonej kolei na świecie w Peru – oraz powstania Muzeum Podróżników im. Tony Halika w Toruniu.

 

 

 

 

Elżbieta Dzikowska w Radzyniu!

15 marca (wtorek) zapraszamy do Radzynia Podlaskiego na spotkanie z podróżniczką Elżbietą Dzikowską. Początek o godz. 16.30 na Skwerze Podróżników, gdzie globtroterka odsłoni pamiątkową tabliczkę. Dalsza część spotkania – od godz. 17.00 – odbędzie się w radzyńskim I LO (ul. Partyzantów 8) i będzie połączona z promocją książek pt. „Tam, gdzie byłam”. Wstęp wolny.

 

 

– Elżbieta Dzikowska opowie w Radzyniu o swojej fascynacji Ameryką Łacińską i licznych wyjazdach, poznawaniu niezwykłych miejsc i ciekawych ludzi. Usłyszymy o jej podróżach służbowych i pisaniu artykułów dla czasopisma „Kontynenty”, ale również (a może przede wszystkim) wyjazdach z mężem Tonym Halikiem i wspólnym tworzeniu telewizyjnych programów podróżniczych z cyklu „Pieprz i wanilia” – powiedział nam Robert Mazurek, organizator „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami”. – Poznamy historię wyprawy, której wynikiem było dotarcie do tajemniczej Vilcabamby, ostatniej stolicy Inków. Dowiemy się też, jak podróżniczka doprowadziła do wzniesienia pomnika Ernesta Malinowskiego i przywrócenia pamięci o genialnym polskim twórcy Kolei Transandyjskiej – dodaje Mazurek.

Na 16. edycję „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami” zaprasza Burmistrz Radzynia Podlaskiego Jerzy Rębek oraz organizatorzy: Radzyński Ośrodek Kultury, Radzyńskie Stowarzyszenie Inicjatyw Lokalnych oraz Szkolne Koło Krajoznawczo-Turystyczne PTTK nr 21 przy I LO w Radzyniu Podlaskim. Więcej na: www.facebook.com/radzyn.spotkania

 

Data publikacji: 01.03.2016 r.

 

 

Nie sądziłam, że z tym śmiesznym facetem spędzę szczęśliwe 23 lata

Po odsłonięciu swej tabliczki na Skwerze Podróżników Elżbieta Dzikowska spotkała się z miłośnikami podróży i jej twórczości w I Liceum Ogólnokształcącym. Opowieść i prezentacja zdjęć z różnych stron świata nosiła tytuł „Tam, gdzie byłam” – była więc okazja do wspomnień o podróżach po świecie i Polsce. Szczególnym akcentem tego spotkania był wielki tort z okazji przypadających 19 marca urodzin „królowej podróżniczek”.

 

 

Czarowała opowieściami z najdalszych zakątków świata

W spotkaniu uczestniczyli m.in. burmistrz Jerzy Rębek, wiceburmistrz Tomasz Stephan, przewodniczący Rady Miasta i jednocześnie przewodniczący Rady Rodziców I LO Adam Adamski. Podróżniczce towarzyszył Ryszard Kunce z Zarządu Głównego PTTK w Warszawie, dzięki któremu – jak podkreślił Robert Mazurek – inicjator i organizator spotkania, mogło ono dojść do skutku.

Licznie przybyłych do I LO powitała dyrektor szkoły Ewa Grodzka. – Witam kobietę z ogromną pasją, którą znamy i kochamy. Ludzie mojego pokolenia – pamiętają panią witającą uśmiechem miliony Polaków w każdy niedzielny poranek z ekranu telewizora, kiedy czarowała nas pani opowieściami o wspaniałych, niepowtarzalnych przygodach, o odmiennych zwyczajach z najdalszych zakątków świata.

Spotkaniu towarzyszyła wystawa miesięczników „Kontynenty”, w których redakcji Elżbieta Dzikowska wiele lat pracowała. Prezentowane numery pisma pochodziły ze zbiorów Tadeusza Pietrasa – wieloletniego dyrektora I LO oraz byłego opiekuna Szkolnego Koła Turystyczno-Krajoznawczego PTTK nr 21. – Zanim Martyna Wojciechowska i Beata Pawlikowska ruszyły na krańce świata, by w programach i publikacjach przybliżać nam obce kraje, kultury i obyczaje, inna – równie urocza blondynka była prawdziwą królową podróżniczek – mówił Robert Mazurek, który następnie przybliżył zebranym sylwetkę gościa 16. edycji „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami”.

Jestem Podlasianką

Elżbieta Dzikowska w pierwszej części spotkania skupiła się na swej biografii, co było dla mieszkańców ziemi radzyńskiej szczególnie ciekawe. Przedstawiła się jako Podlasianka, gdyż urodziła się w Międzyrzecu Podlaskim, tu chodziła do szkoły, tu działała w antykomunistycznej organizacji ZEW, za co zapłaciła więzieniem: jako 15-latka po kilkudniowych pobytach w więzieniach w Radzyniu, Międzyrzecu i Białej Podlaskiej, została wywieziona do Zamku Lubelskiego (tego samego, w którym w 1944 r. Niemcy rozstrzelali jej ojca!), gdzie spędziła pół roku. Taka karta życiorysu nie ułatwiała jej oczywiście życia w PRL, ale też uczyło ją to wytrwałości w dążeniu do celu.

Z humorem opowiadała o wyborze kierunku studiów: od koleżanki studiującej japonistykę dowiedziała się, że jeszcze trudniej jest studiować sinologię (język chiński). – To coś dla mnie, chciałam tę poprzeczkę przeskoczyć – wspominała. Za pierwszym razem komisja rekrutacyjna odrzuciła jej prośbę o dopuszczenie do egzaminu, jednak zwróciła się do komisji odwoławczej, która uległa jej prośbom i po zdaniu egzaminu w terminie jesiennym została studentką w Instytucie Orientalistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Były to studia wyjątkowo ekskluzywne – raz na 2 lata przyjmowano tylko kilka osób. Po ukończeniu tego kierunku została jednak na lodzie, bo okazało się, że nie było wówczas w Polsce zapotrzebowania na sinologów.

Droga do „Kontynentów”

Podejmowała się różnych zajęć: – Pierwsza praca to odkurzanie książek w Bibliotece Uniwersyteckiej, potem wypożyczałam dzieciom książki w Parku Kultury. Potem zaczęłam pracować w Centrali Importu i Eksportu Chemikaliów, okazało się, że i tam nie wykorzystywała swej znajomości chińskiego, bo kontaktów handlowych z Chinami nie było – wspominała E. Dzikowska. Była również portierem w PAX-owskim Klubie „Maraton”. W związku z tym, że nie mogła znaleźć odpowiedniego dla siebie zajęcia, postanowiła rozpocząć studia dające „prawdziwy zawód” – wybrała … historię sztuki. Jednocześnie zaczęła pracować w nowo otwartym miesięczniku „Chiny” (1959-64). Gdy je zamknięto w związku z pogorszeniem się stosunków polsko-chińskich, na jego miejsce pojawiły się „Kontynenty” (do 1984 r.), gdzie młoda dziennikarka kontynuowała pracę w dziale „Ameryka Łacińska”.

– Przecież ja nie mam pojęcia o tym kontynencie – zaprotestowała w redakcji, na co usłyszała: – Nikt nie ma pojęcia – ale poszła na lektorat języka hiszpańskiego, zaczęła dużo czytać i po kilku latach stała się wybitną specjalistką od Ameryki Łacińskiej, a nawet członkiem Światowego Stowarzyszenia Latynoamerykanistów. Pierwsze bezpośrednie spotkanie z Ameryką Łacińską nastąpiło podczas 3-miesięcznego pobytu w Meksyku w 1965 r. Ta podróż nauczyła ją, jak przeżyć 3 miesiące i zwiedzić cały kraj, mając w kieszeni 180 dolarów, a także … robienia zdjęć. W przeddzień wyprawy na pokładzie statku handlowego „o romantycznej nazwie Transportowiec” – jak to określiła Elżbieta Dzikowska – Tadeusz Kubiak z redakcji „Ekranu” pokazał Elżbiecie, jak się zakłada film do aparatu fotograficznego. Tylko 20% przywiezionego materiału nadawało się do wykorzystania, ale tak rozpoczęła się jej przygoda z fotografią.

Jako „mistrzyni dygresji” pochwaliła się, że obecnie pasjonuje ją fotografia – nie tylko reportażowa, ale i artystyczna. Wyspecjalizowała się w robieniu wielkich powiększeń (2,0 m x 1,4 m) małych fragmentów przyrody. – Przyroda staje się abstrakcją, to świadczy, że nie ma abstrakcji, bo wszystko wywodzi się z natury – podróżniczka pochwaliła się wystawami swych fotografii prezentowanymi w Zamościu i w Warszawie.

Tony Halik - „Jaki śmieszny facet”

Podczas pierwszego pobytu w Meksyku poznała – wówczas młodego, początkującego artystę meksykańskiego Jose Luisa Cuevasa. Ten kontakt ułatwił jej w przyszłości poznanie prezydenta i uzyskanie stypendium na roczny pobyt w tym państwie.

W 1974 r. podczas kolejnego pobytu w Meksyku dostała zlecenie od Ryszarda Badowskiego, który prowadził „Klub Siedmiu Kontynentów” na wywiad z Tonym Halikiem. Od tego spotkania rozpoczęła się znajomość, która przerodziła się w miłość, małżeństwo i wspólną pracę. Ta ostatnia zaowocowała m.in. najbardziej popularnym cyklem audycji telewizyjnych „Pieprz i wanilia”. – Wcześniej znałam go z telewizji. Kiedyś włączyłam telewizor, Tony opowiadał właśnie o skoczkach z Acapulco. Pomyślałam: „Jaki śmieszny facet” i wyłączyłam telewizor. Nie sądziłam, że z tym śmiesznym facetem spędzę szczęśliwe 23 lata – zwierzała się Elżbieta Dzikowska. – Był to człowiek pełen wyobraźni, fantazji, nie było dla niego rzeczy niemożliwych. Elżbieta postawiła Tony'emu jeden warunek: – Jak chcesz być ze mną, to tylko w Polsce. – Ich dom znajdował się w Polsce, ale podróżowali po całym świecie. To wspólne podróżowanie miało już na początku silny akcent: w 1976 r. byli pierwszymi Polakami, którzy dotarli do ruin zaginionego miasta Vilcabamba, ostatniej stolicy Inków.

„Pieprz i wanilia”

Tony Halik był korespondentem amerykańskiej stacji NBC, bardzo dobrze zarabiał, potem miał wysoką emeryturę. Pieniądze wykorzystywali na robienie programów telewizyjnych, które realizowali we własnym domu. – Gdy nas pytali, skąd mamy pieniądze na realizację programów, Tony, pokazując zdjęcie wykonane w miasteczku filmowym Tusso, odpowiadał: „Ja napadam na dyliżanse, a moja żona jest burdelmamą”. Nie mieliśmy potrzeby jedzenia trzech obiadów dziennie, mieszkania w kilku domach, jeżdżenia wieloma samochodami. Za nasze posłannictwo uważaliśmy otwieranie świata dla państwa. – Przygotowali wspólnie około 300 programów, które oglądało w porywach do18 milionów widzów.

Podróże były też okazją do przywożenia ciekawych pamiątek ze świata. – Wiele z nich przekazałam do powstałego w 2003 r. Muzeum Podróżników im. Tony'ego Halika w Toruniu. Obecnie zajmuje ono 2 kamienice, 99% eksponatów to moje dary – mówiła E. Dzikowska. Oprócz ulubionej biżuterii, znajdują się tam nakrycia głowy, suknie, elementy sztuki przedkolumbijskiej… – Wszystko, co mi się uda uzbierać, ląduje w toruńskim muzeum. Trzeba coś po sobie zostawić. Przyjemniej jest się dzielić, dawać niż otrzymywać.

„Groch i kapusta”

Po śmierci Tony'ego Halika (1998) Elżbieta Dzikowska zajęła się Polską. – Hasło „Pieprz i wanilia” zostało zastąpione przez „Groch i kapusta” – to, co dalekie, egzotyczne, inne zostało zamienione na to, co nasze, tutejsze, przaśne – tłumaczyła podróżniczka. – W tym czasie świat się dla Polaków otworzył. Ci, co mają pieniądze i zdrowie, wyjeżdżają z kraju, a nie wiedzą co dzieje się wokół nich, że w Radzyniu jest taki piękny pałac. A Polska jest zaniedbana. Jeżdżę po Polsce, odkrywam wspaniałe miejsca, ukochane moje Bieszczady – mówiła dalej Elżbieta Dzikowska.

Pokazuje Polskę w „Grochu i kapuście”, w „Polsce znanej i mniej znanej”. Wydała liczne albumy fotograficzne. Tłumaczyła wydanie albumu „Uśmiech świata” – Uśmiech to najkrótsza droga do serca, jak mówił Gandhi: „Uśmiechając się dajesz wiele, a nic cię to nie kosztuje.” Chciałam Polaków zainspirować i pokazać im, że w biednych krajach, biedniejszych od Polski ludzie się uśmiechają, są życzliwi, otwarci i tego powinniśmy się uczyć – szanować innych i uśmiechać się do nich.

Inną fascynacją Elżbiety Dzikowskiej jest biżuteria – sama podczas spotkania miała na sobie duży, ozdobny naszyjnik i wielkie pierścienie z oczkami z polskiego krzemienia pasiastego. W planach ma wydanie kolejnych albumów: „Drzwi i okna świata”, „Fryzury i nakrycia głowy”, „Świat, który odchodzi”. – Jestem z rodziny długowiecznej, myślę, że zdążę to wykonać.

„Tam, gdzie byłam”

W drugiej części spotkania Elżbieta Dzikowska zaprezentowała wybrane przez siebie fotografie wykonane podczas licznych podróży. Było to, jak sama określiła, skakanie po kontynentach, krajach, plemionach. Widzowie zobaczyli barwną mozaikę złożoną z fotografii, z których każda połączona była z ciekawostką geograficzną, etnograficzną, jakąś historią, osobą.

Więcej czasu poświęciła na opowieść o budowie pomnika Ernesta Malinowskiego – budowniczego kolei w Peru i Ekwadorze, projektancie i budowniczym Centralnej Kolei Transandyjskiej – którego był inspiratorką. Siedmiometrowy monument projektu rzeźbiarza, prof. Gustawa Zemły stanął w 1999 r. na przełęczy Ticlio, najwyższym punkcie Kolei Transandyjskiej.

Po prezentacji zdjęć Elżbieta Dzikowska odpowiadała na pytania słuchaczy. Powrócił wątek małżeństwa z Tonym Halikiem: – Była między nami jedność, uzupełnialiśmy się, łączyła nas wspólna pasja, chciało nam się wspólnie pracować – mówiła podróżniczka, która powiedziała również o wspólnym grobie: – Jest to najpiękniejszy grób, który zaprojektował Gustaw Zemło, przez krzyż z granitowego marmuru przewieszony jest plecak wypchany podróżami, filmami, przygodami.

Pytana o to, czy się nie bała niebezpieczeństw czyhających na podróżników udających się w odległe geograficznie i kulturowo regiony, odpowiedziała: – Jestem w czepku urodzona, boję się tylko chamstwa i turbulencji.

W imieniu zebranych za przybycie do Radzynia i barwną opowieść dziękował burmistrz Jerzy Rębek, który wręczył podróżniczce tradycyjny upominek – karykaturę autorstwa Przemysława Krupskiego. Pamiątkę w postaci romantycznego zdjęcia z Radzynia otrzymał również Ryszard Kunce, który wyznał, że jest pod wielkim wrażeniem spotkania i zapowiedział, że złoży o nim sprawozdanie na następnym posiedzeniu Zarządu Głównego PTTK w Warszawie.

Na zakończenie na salę wniesiony został – przy wspólnym śpiewie „Stu lat” – wielki tort urodzinowy – prezent dla Elżbiety Dzikowskiej, której urodziny przypadają 19 marca.

Anna Wasak

 

 

Data publikacji: 15.03.2016 r.

 

 

Radzyń przypomina mi moją podlaską młodość!

Wywiad Roberta Mazurka z podróżniczką Elżbietą Dzikowską

 

 

Urodziła się Pani w Międzyrzecu Podlaskim. To niedaleko Radzynia, w którym zapewne nie raz Pani przebywała. Jak zapamiętała Pani nasze miasto?

Dla mnie symbolem Radzynia jest przede wszystkim pałac ze wspaniałymi rzeźbami, oranżerią i parkiem, ale także kościół Trójcy Świętej. Opisałam to wszystko w jednym z rozdziałów mojej książki pt. „Groch i kapusta, czyli podróżuj po Polsce”. Zawsze, jak byłam w Radzyniu, to zazdrościłam Wam tego kompleksu. Międzyrzecki pałac Potockich jest o wiele, wiele skromniejszy. Poza tym Radzyń był moim miastem powiatowym, z czym my, międzyrzeczanie nie mogliśmy się pogodzić. Byliśmy większym ośrodkiem miejskim, ale jednak bez tej rangi administracyjnej. Radzyń przypomina mi moją podlaską młodość!

Ma Pani też przykre wspomnienia z Radzynia. Po II wojnie światowej za swoją działalność patriotyczną na krótko trafiła Pani tutaj do więzienia…

Było to następstwo działalności w antykomunistycznej organizacji młodzieżowej o nazwie Związek Ewolucjonistów Wolności (ZEW). Zostałam zwerbowana do niej przez starszego kolegę w trzeciej klasie liceum. Rozrzucaliśmy ulotki, pisaliśmy na ścianach patriotyczne hasła i odezwy, rozbijaliśmy jajka na portretach Stalina i innych komunistycznych przywódców. W 1952 r. zostałam aresztowana. Siedziałam właśnie wtedy dwa dni w radzyńskim areszcie, dwa czy trzy dni w Białej Podlaskiej, chyba dzień w Międzyrzecu Podlaskim, a potem pół roku na zamku w Lublinie. Nie myślę jednak często o tym, jestem optymistką i najważniejsze jest dla mnie to, co będzie, a nie to, co było. Przyszłość. Uważam też, że jak się nie zazna złego, to się nie doceni dobrego, chociaż lepiej tego złego jednak nie zaznawać..

Po raz ostatni była Pani w Radzyniu dokładnie 10 lat temu (8 VI 2006 r.). Z tego spotkania zapamiętałem bardzo dobrze pierścienie-olbrzymy na Pani palcach. Ma Pani chyba słabość do biżuterii…

Tak, stanowi ona jakby mój atrybut. Interesuje mnie głównie biżuteria etniczna, ale zdarza się też, że ze swoich podróży przywożę same kamienie. Nie te drogie, tylko bursztyny, turkusy, lapis lazuli, koral… W Polsce oprawia mi je mój przyjaciel Andrzej Kupniewski. Biżuterię lubię też dlatego, że traktuję ją tak jak kobiety w pozaeuropejskich krajach: stanowi dla mnie nie tylko ozdobę – chociaż przede wszystkim – ale także jest rodzajem amuletu. Ostatnio wydawnictwo Bernardinum opublikowało mój album pt. „Biżuteria świata”, gdzie piszę o właściwościach różnych kamieni. Biżuterię przywożę głównie po to, żeby ofiarować ją Muzeum Podróżników im. Tony'ego Halika. Znajduje się ono w Toruniu (ul. Franciszkańska 9-11), bo właśnie tam na ul. Prostej 8 urodził się mój mąż.

Skoro wspomniała Pani o Muzeum Podróżników im. Tony'ego Halika, to oprócz bogatej kolekcji biżuterii i pamiątek z podróży znajduje się tam też pokaźna kolekcja kluczy…

Ach, tak. Są to klucze z hoteli, w których razem z Tonym spędziliśmy przynajmniej jedną noc. Później, podróżując już sama, też starałam się zdobywać te bardziej oryginalne klucze. Obecnie jest to trudne, gdyż w większości hoteli używa się już kart. Jednak dzięki temu naszemu wariactwu powstała oryginalna mapa sygnowana naszymi kluczami. Jest ich tam kilkadziesiąt. U siebie w domu też mam trochę ciekawych kluczy, m.in. klucz mojej prababki, który wygląda jak pistolet. Gdy moja mama prowadziła po wojnie herbaciarnię, została kilka razy napadnięta. Bała się sama wracać do domu, więc ja jako mała dziewczynka chodziłam wieczorami, żeby jej towarzyszyć – z tym właśnie kluczem, który wyglądał jak pistolet. Razem z mamą czułyśmy się wtedy bezpieczniej.

Jako dziecko chciała Pani zostać podróżniczką?

W tamtych czasach nie można było nawet o tym marzyć. Podróżować można było sobie do lasu na grzyby albo rowerem do sąsiedniej wioski – jak się oczywiście miało rower. Bakcylem podróżowania na dobre zaraziłam się dopiero po studiach, gdy zaczęłam pracować w redakcji „Kontynentów”. Wysłano mnie wtedy do Meksyku, gdzie sama musiałam rozwiązywać różne problemy, jeździć po całym kraju lokalnymi środkami transportu, spać w najgorszych hotelach, jeść byle co… Ale byłam szczęśliwa.

To była Pani pierwsza prawdziwa podróż?

Nie. Pierwszą prawdziwą podróż odbyłam do Chin po czwartym roku studiów. Trwała ona 6 tygodni, z czego dwa dni leciałam samolotem. Podróż tę, z noclegiem w Nowosybirsku, zniosłam bardzo źle i marzyłam, żeby już nigdy nie wsiąść do żadnego samolotu. Ale się nie udało.

Co dla Pani jest ważniejsze: cel podróży czy droga do niego prowadząca?

Zdecydowanie cel podróży. Kręci mnie cel, a droga jest tylko środkiem. Nie stanowi ona dla mnie żadnej przyjemności. Podróżuję, żeby dotrzeć do celu, i  jestem w stanie dużo pokonać, żeby go osiągnąć. Jadę nie po to, żeby się sprawdzić – ja siebie bardzo dobrze znam – tylko po to, żeby się czegoś nauczyć, coś poznać i żeby później móc się podzielić tym z innymi.

Jak poznała pani Tony'ego Halika?

Pierwszy raz zobaczyłam go w telewizji. Pomyślałam sobie wtedy: Jaki to śmieszny facet! – i wyłączyłam telewizor.

To czym później urzekł Panią Tony Halik?

Miał fantazję i wyobraźnię. Tak jak ja chciał poznawać świat i dzielić się tym z innymi. Tony Halik był człowiekiem wielkiej pasji i pragnął, żebym tę pasję z nim dzieliła. Z tego powodu zapewniał mi różne atrakcje: chciał, żebym jeździła na nartach wodnych, to wynajął mi instruktora; chciał, żebym jeździła na bojerach, to kupił mi bojer. Jednak nie wszystkie pomysły kończyły się po jego myśli. Gdy wsiadłam do tego bojera, to od razu rozwinęłam prędkość 120 km/h. Swoim biustem złamałam ster i powiedziałam, że już nigdy mnie na to nie namówi. Musiał sprzedać bojer.

Bywały w Waszym życiu wyjazdy wyłącznie dla przyjemności, takie bez kamery i aparatu?

Dwa lata temu po raz pierwszy byłam na urlopie wypoczynkowym. Nigdy w życiu się tak nie wynudziłam. Ja nie umiem leżeć na plaży, opalać się i popijać drinki. Dlatego też nie byłam na przykład na Bora-Bora, bo tam nic nie ma do roboty. Tam nic się nie dzieje, nie ma plemion, nie ma zabytków. Razem z Tonym zawsze jeździliśmy po coś, a nie po to, żeby leżeć na plaży i odpoczywać. To wszystko jest jeszcze przede mną – na stare lata, bo ja przecież jestem jeszcze młodą kobietą.

Wyprawa archeologiczna do Peru, którą odbyła Pani w 1976 r. wraz z mężem Tonym Halikiem i prof. Edmundo Guillenem, dostarczyła dowodów, że Vilcabamba była ostatnią stolicą Inków. Jakie to uczucie być odkrywcą i mieć wkład w rozwój nauki?

Wcale nie czuję się odkrywcą. Byliśmy faktycznie pierwszymi Polakami, którzy tam dotarli. To było bardzo ważne dla Peruwiańczyków, ponieważ Hiszpanie twierdzili, że państwo Inków skończyło się w 1532 r. Miejscowi uważali jednak, że stało się to 40 lat później, kiedy upadła Vilcabamba – w 1572 r. Należało znaleźć ją i to udowodnić. Profesor Edmundo Guillen odnalazł w archiwum indiańskim w Sewilli listy żołnierzy hiszpańskich, którzy brali udział w tych działaniach. Opisali w nich drogę do Vilcabamby. Myśmy dotarli tam tropem tych listów i znaleźliśmy wiele dowodów, które potwierdziły, że to właśnie Vilcabamba była ostatnią stolicą Inków. Nasze odkrycie opublikowaliśmy i zrobiliśmy film, który został wyemitowany w cyklu „Pieprz i wanilia”.

No właśnie, kto wpadł na pomysł programu „Pieprz i wanilia”?

Oczywiście Tony. Zaproponował mi, żebyśmy robili filmy na potrzeby cyklicznego programu podróżniczego. Najpierw nadaliśmy mu tytuł „Tam, gdzie pieprz rośnie”, potem – „Tam, gdzie rośnie wanilia”, „Tam, gdzie kwitną migdały”, „Tam, gdzie pachnie eukaliptus”… W końcu zabrakło konceptu i zostało samo „Pieprz i wanilia”.

To niewiarygodne, że jeden z najpopularniejszych polskich programów telewizyjnych nagrywany był nie w profesjonalnym studio przy ul. Woronicza, ale w Państwa domu…

Tak, powstawał on u nas w domu, a konkretnie w piwnicy. Podczas podróży sami robiliśmy półgodzinne filmy, a te 10 minut programu dokręcały 22 osoby. Dzięki temu, że „Pieprz i wanilię” robiliśmy u siebie, mieliśmy poczucie, że widzowie zasiadający przed telewizorami byli naszymi gośćmi. Filmy puszczane w naszym programie technicznie były robione przez profesjonalną firmę, której sami płaciliśmy koszty produkcji. Podróżowaliśmy też za własne pieniądze. To była nasza pasja. Dowiedziałam się z telewizji, że „Pieprz i wanilię” oglądało w porywach 18 milionów widzów. Obecnie wszystkie polskie tego typu programy nie mogą pochwalić się taką widownią. Kiedyś to był jedyny program o podróżach. To było takie okienko na świat w czasach, gdy był on dla Polaków zamknięty.

Po „Pieprzu i wanilii” przekierowała Pani swoją uwagę na Polskę. Powstało kilkanaście odcinków programu, który zapewne stanowił inspirację do czterotomowego już przewodnika „Groch i kapusta, czyli podróżuj po Polsce”. Także już dwa tomy „Polski znanej i mniej znanej”. Czy podróże po Polsce mogą być równie fascynujące jak te odbywane po innych kontynentach?

Dla mnie w tym momencie podróże po Polsce są jeszcze bardziej fascynujące niż po świecie. Świat znam już dobrze, a w Polsce jest jeszcze dla mnie dużo do odkrycia. Chciałabym, aby Polacy najpierw poznawali swój kraj. A oni jak mają trochę wolnego czasu, to jadą w świat, tam gdzie ciepło. Zanim na dobre wyruszyłam w świat, byłam zarażona tylko Polską. Z moim pierwszym mężem Andrzejem Dzikowskim, jeszcze jako studenci jeździliśmy na brygady żniwne. Zarabialiśmy na tym grosze, ale wszystko przeznaczaliśmy na podróże po kraju. Przeszliśmy pieszo wszystkie góry, mam nawet złotą odznakę PTTK. Dużo pływaliśmy kajakami, śpiąc przy tym w namiotach. Mój mąż łowił ryby, a ja zbierałam jagody i grzyby. Wtedy udało nam się poznać Polskę. Ponadto, studiując historię sztuki, brałam udział w naukowych obozach wakacyjnych. Polegały one na tym, że mieliśmy objazdy po różnych zabytkach w Polsce. Wtedy odkryłam wiele ciekawych miejsc, do których wróciłam później podczas pisania „Grochu i kapusty”. Będę to robić zawsze, bo Polska to piękny i ciekawy kraj.

Z Pani inicjatywy w 1999 r. powstał pomnik Ernesta Malinowskiego, projektanta i budowniczego Centralnej Kolei Transandyjskiej. Dlaczego tak Pani na tym zależało?

Podczas jednego z moich pobytów w Peru, na przełęczy Ticlio, usłyszałam, że Centralna Kolej Transandyjska jest dziełem Amerykanina Henry'ego Meiggsa. Nie mogłam się z tym zgodzić, dlatego postanowiłam odpowiednio uhonorować prawdziwego twórcę tego arcydzieła sztuki inżynieryjnej, czyli Malinowskiego. Nie było to łatwe, gdyż o ile spotykałam się z pozytywnym odzewem na mój pomysł, to nie szły za tym żadne pieniądze. Rozmawiałam w tej sprawie m.in. z wicepremierem i ministrem finansów Grzegorzem Kołodko, ówczesnym dyrektorem TVP Ryszardem Miazkiem czy biznesmenem Aleksandrem Gudzowatym. Ostatecznie udało się, choć dzięki zaangażowaniu Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Komunikacji, ale tylko ja wiem, ile pracy kosztowało zebranie wszystkich funduszy. Autorem pomnika był znakomity rzeźbiarz, mój przyjaciel prof. Gustaw Zemła. Dzieło ma 7 m wysokości i nawiązuje do indiańskich totemów i polskich kolei. Pomnik stanął w lipcu 1999 r. – w setną rocznicę śmierci Ernesta Malinowskiego – właśnie na przełęczy Ticlio, najwyższym punkcie szlaku (4818 m n.p.m.). Zorganizowaliśmy wtedy też Rok Malinowskiego w Peru i w Polsce, a jego imieniem nazwano pociąg Warszawa-Krynica.

Jest Pani już na emeryturze, a wciąż dużo podróżuje, pisze i fotografuje. Skąd czerpie Pani na to wszystko energię?

Lubię to, co robię. Uważam, że praca jest – obok miłości – jedną z największych wartości. To ona przedłuża mi młodość i aktywność. Nie wyobrażam sobie życia bez pracy.

Mówi się, że najbardziej płodnym podróżnikiem był Arkady Fiedler, który napisał aż 32 książki. Jednak Pani na swoim koncie ma ich też bardzo dużo – tylko w ostatnich trzech latach ukazały się albumy „Biżuteria świata” i „Moje Ponidzie”, książka „Polska znana i mniej znana” oraz dwie części Pani biografii podróżniczej pt. „Tam, gdzie byłam”. Ma Pani jeszcze jakieś plany wydawnicze?

Pełno. Właśnie pracuję nad drugim tomem „Polski znanej i mniej znanej” oraz nad albumem „Drzwi i okna świata”. W zapasie mam też albumy „Fryzury i nakrycia głowy” i „Świat, który odchodzi”. Jak będę miała czas, to chcę jeszcze zrobić album o Chinach, może i o Etiopii. Jeśli chodzi o kolejne tomy mojej biografii podróżniczej pt. „Tam, gdzie byłam” postanowiłam zrobić sobie przerwę. Teraz interesuje mnie bardziej to, co będzie, a nie to co było. A poza tym jestem młodą artystką i mam ciągle wystawy fotograficzne.

A czy zostały Pani jeszcze jakieś białe plamy na mapie świata? Miejsca, gdzie nie postawiła Pani dotąd stopy, a chciałaby?

Tak. Chociażby w tym roku wybieram się do Papui Nowej Gwinei, gdzie jeszcze nigdy nie byłam. Odbywa się tam ciekawy festiwal Sing-sing, który bardzo chcę zobaczyć. Zostało mi też jeszcze trochę Etiopii do uzupełnienia, bo to fascynujący kraj. A tak w ogóle jest wiele miejsc, które chciałabym jeszcze zobaczyć. Jednak chyba nie zdążę, bo muszę oszczędnie już gospodarować swoim czasem.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Ja również dziękuję. Przy okazji pozdrawiam wszystkich mieszkańców Radzynia Podlaskiego. Jesteście wspaniali!

 

Data publikacji: 16.03.2016 r.

 

 

obraz001
obraz002
obraz003
obraz004
obraz005
obraz006
obraz007
obraz008
obraz009
obraz010
obraz011
obraz012
obraz013
obraz014
obraz015
obraz016
obraz017
obraz018
obraz019
obraz020
obraz021
obraz022
obraz023
obraz024
obraz025
obraz026
obraz027
obraz028
obraz029
obraz030
obraz031
obraz032
obraz033
obraz034
obraz035
obraz036
obraz037
obraz038
obraz039
obraz040
obraz041
obraz042
obraz043
obraz044
obraz045
obraz046
obraz047
obraz048
obraz049
obraz050
obraz051
obraz052
obraz053
obraz054
obraz055
obraz056
obraz057
obraz058
obraz059
obraz060
obraz061
obraz062
obraz063
obraz064
obraz065
obraz066
obraz067
obraz068
obraz069
obraz070
obraz071
obraz072
obraz073
obraz075
obraz076
obraz077
obraz078
 

 

 

 

„Polska znana i mniej znana III”

Rok wydania: 2017

 

 

Autorka znów zabiera nas w podróż po Polsce. Najpierw wybierzemy się na Pomorze Zachodnie, żeby podziwiać sakralne i świeckie zabytki architektury ryglowej. W drodze na południe zatrzymamy się na Mazowszu, gdzie zwiedzimy Głowno i okolice, wpadniemy do Galewic, żeby poznać historię pewnej miłości, obejrzymy wspaniałą rezydencję w Nieborowie, a przed dalszą drogą odpoczniemy w romantycznym parku Arkadia. Posilimy się obiadem u cystersów w Sulejowie, zajrzymy do romańskiej kolegiaty w Tumie i zachwycimy się niezwykłymi polichromiami w Boguszycach. A potem jeszcze tylko rodzinne miasto Mikołaja z Radomia i już przed nami Kotlina Jeleniogórska z mnóstwem pałaców, zamków i ogrodów oraz historii, które sprawią, że zechcemy zostać tam na dłużej...

Oczywiście to tylko niektóre ze wspaniałych miejsc, jakie w trzecim już tomie „Polska znana i mniej znana” odkrywa dla nas i opisuje niestrudzona Autorka. Korzysta przy tym z pomocy niezwykłych przewodników, ludzi z pasją, zafascynowanych dziejami swoich regionów. Dlatego warto wybrać się w tę podróż i posłuchać, co mają do powiedzenia. A opowiadają naprawdę ciekawie.

Źródło: http://ksiegarnia.bernardinum.com.pl/

 

„Polska znana i mniej znana II”

Rok wydania: 2016

 

 

Od Suwałk po Gliwice, od Szczecina po Lublin, samochodem, pieszo, kajakiem… Już po raz drugi będziemy wraz z Elżbietą Dzikowską przemierzać Polskę, ale znów nie tę znaną z przewodników i reklam biur podróży, tylko tę rzadko odwiedzaną, zapomnianą i – jak się okazuje – niedocenianą. Będziemy mieć do wyboru liczne szlaki – a to z cegły i kamienia, a to polichromii, a to templariuszy. Przejdziemy suchą nogą przez Morze Czerwone, odkryjemy kilka zrujnowanych pałaców w okolicach Stargardu, posiedzimy przy ognisku nad Wigrami, dowiemy się, co porabiali w Polsce znakomici kompozytorzy Karol Maria von Weber i Franciszek Liszt…

„Polska znana i nieznana II” to kolejny przewodnik pełen nie tylko rzetelnych informacji, ale i opowieści. Zarówno tych z przeszłości, jak i zupełnie współczesnych. Historie tragiczne przeplatają się tutaj z zabawnymi. Zatem jeśli nie mają Państwo pomysłu na wakacyjne lub choćby weekendowe wypady – warto sięgnąć po tę książkę i poszukać w niej podpowiedzi. Z pewnością coś się znajdzie.

Źródło: http://ksiegarnia.bernardinum.com.pl/

 

„Tam, gdzie byłam 2”

Rok wydania: 2016

 

 

Druga część wyjątkowej książki, pokazującej osobiste podróże Elżbiety Dzikowskiej.

Tym razem autorka prowadzi nas przez Wenezuelę, Kolumbię, Ekwador, Peru i Boliwię.

Źródło: http://ksiegarnia.bernardinum.com.pl/

 

„Tam, gdzie byłam”

Rok wydania: 2013

 

 

„Tam, gdzie byłam” to - jak stwierdza sama Autorka – „przewodnik po życiu osobistym i związanym z nim tak nierozłącznie życiem zawodowym”. Czyli Elżbieta Dzikowska zabiera nas w podróż. Nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Najpierw prowadzi nas do miejsc, w których spędziła dzieciństwo, zapoznaje ze swoją rodziną. Dzieli się z nami bolesnymi przeżyciami z czasów wojny. Opowiada o swojej młodzieńczej „działalności konspiracyjnej” i o tym, jak znalazła się na sinologii zamiast na wymarzonej historii sztuki. I o tym, jak to się stało, że specjalistka od Chin przez wiele, wiele lat prowadziła w podróżniczym piśmie „Kontynenty” dział Ameryki Łacińskiej… I jeszcze o tym, jak poznała Tony’ego Halika, który później został jej mężem.

A potem zabiera nas po prostu na kolejne wyprawy do odległych krajów.

„Mnie zawsze interesowało, a także i dzisiaj interesuje przede wszystkim poznanie” - wyjaśnia. Poznanie nie tylko ciekawych miejsc, ale i ludzi. Jeździć po świecie z prezydentem Meksyku? A dlaczego nie?! Poszukiwać na Haiti w towarzystwie polskiego konsula potomków walczących tam w czasach napoleońskich Polaków? Świetny pomysł. Odwiedzić meksykańskiego czy kubańskiego malarza w jego pracowni? Jasne! A potem dzielić się wrażeniami i przeżyciami z innymi: z czytelnikami, słuchaczami i widzami. Więc Autorka podróżowała. Sama i z Tonym Halikiem. Jako dziennikarka „Kontynentów” i jako nieformalny operator filmowy swojego męża. Przywozili z tych wypraw materiały, które potem prezentowali widzom w programach z cyklu „Pieprz i wanilia”.

Któż ze starszego pokolenia nie pamięta, jak raz w tygodniu zasiadało się przed telewizorem i chłonęło opowieści tej niezwykłej pary podróżników o nieznanym, niedostępnym świecie. O Indianach w amazońskiej dżungli, o procesjach Wielkiego Tygodnia w Meksyku, o uzdrawianiu za pomocą żywego węża, o produkcji cygar na Kubie, o czarownikach i znachorach, o wanilii i grzybach halucynogennych… Zawsze towarzyszył im film. Teraz tamte opowieści wracają. Na kartach tej książki. Tyle że ilustrowane już nie filmami, a zdjęciami.

A więc wspomnienia, sentymenty, ale również trochę aktualnych informacji dla tych, którzy zechcą obejrzeć opisywane miejsca na własne oczy. I jeszcze jedno: to dopiero początek tej wspólnej podróży. Ten tom jest bowiem poświęcony tylko Meksykowi, Ameryce Środkowej i częściowo Karaibom. W inne rejony świata wyruszymy dzięki następnym książkom z cyklu „Tam, gdzie byłam”.

Źródło: http://ksiegarnia.bernardinum.com.pl/

 

„Polska znana i mniej znana”

Rok wydania: 2014

 

 

Czy wiedzą Państwo, gdzie Biecz, a gdzie Giecz? Co to takiego Futoma i z czego słynie? A w czym Sandomierz Rzym przypomina? Albo gdzie starowierców szukać? Odpowiedzi na te i inne tego typu pytania znajdziemy w tej książce. Jest to bowiem przewodnik po Polsce, ale nietypowy, bo po miejscach mało znanych bądź w ogóle nieznanych, o których istnieniu się wie, jeśli akurat mieszka się w pobliżu...

„Polska znana i mniej znana” to sporo historii i fachowych opisów architektury czy malarstwa (nic dziwnego – przecież Autorka jest historykiem sztuki), ale także liczne opowieści, legendy, anegdoty czy rozmowy z mieszkańcami. I, oczywiście, mnóstwo niepowtarzalnych zdjęć. Jest to niewątpliwie przewodnik wyjątkowy i – oby okazał się użyteczny podczas wakacyjnych wojaży!

Źródło: http://ksiegarnia.bernardinum.com.pl/

 

„Moje Ponidzie”

Rok wydania: 2015

 

 

W najnowszym albumie wybitna podróżniczka i dziennikarka Elżbieta Dzikowska ukazuje czarujące strony Ponidzia, które leży poza głównymi szklakami turystycznymi, a szkoda, bo ma naprawdę dużo do zaoferowania.

Źródło: http://ksiegarnia.bernardinum.com.pl/

 

„Biżuteria świata”

Rok wydania: 2014

 

 

Znana polska podróżniczka Elżbieta Dzikowska w swoim najnowszym bogato ilustrowanym albumie prowadzi czytelnika po różnych krajach świata, ukazując historię ozdób i biżuterii. Poznając poszczególne strony tej niezwykłej pozycji książkowej poznajemy także autorkę jako osobę przepełnioną pasją kolekcjonowania oryginalnej biżuterii. W albumie znajdziemy liczne opisy szlachetnych kamieni, akcenty polskiej biżuterii oraz sztukę współczesnych ozdób. Dużą zaletą dla tego dzieła są równoległe tłumaczenia wszystkich opisów na język angielski. Album przeznaczony dla każdej kobiety, która kocha biżuterię.

Źródło: http://ksiegarnia.bernardinum.com.pl/

 

„Groch i kapusta. Południowy wschód”

Rok wydania: 2011

 

 

Południowy wschód to ziemia magiczna. Niepowtarzalny urok Bieszczadów nie tylko złoto-czerwoną jesienią, ale nawet zimą, bo tu zawsze śnieg i słońce. Wspaniałe miasta: Sanok, Przemyśl, Tarnów, Sandomierz, Zamość. Imponujące pałace i zamki, wśród których największa i najbardziej imponująca w Polsce ruina w Ujeździe, zwana także Krzyżtoporem. Niezwykłe miejsca w Górach Świętokrzyskich, wśród nich Jaskinia Raj i arcyciekawa, neolityczna kopalnia krzemienia w Krzemionkach. Rewelacja!

Źródło: http://www.rosikonpress.com/

 

„Groch i kapusta. Południowy zachód”

Rok wydania: 2011

 

 

Południowy zachód to nadzwyczaj ciekawy historycznie i turystycznie region Polski. Na Dolnym Śląsku – więcej zamków i pałaców niż nad Loarą. Na Górnym – wspaniałe trasy pod ziemią i na ziemi. Opolszczyzna jest naprawdę pełna dziwów. Kalwaria Zebrzydowska nie bez powodu nazywana bywa „polską Jerozolimą”. Zachęcają do wędrówek i wspinaczki „Orle Gniazda” w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, a Wielkopolska, ze swoimi zabytkami oraz ludźmi z pasją uczy patriotyzmu i gospodarności.

Źródło: http://www.rosikonpress.com/

 

„Groch i kapusta. Północny wschód”

Rok wydania: 2011

 

 

Północny wschód to region szczególny. Przede wszystkim wspaniała przyroda: jeziora na Warmii i Mazurach, urokliwa Suwalszczyzna, Podlasie z Puszczą Białowieską i przepiękną Kotliną Biebrzy. Ale także niezwykłe zabytki, świadectwo współżycia wielu kultur. Ciekawy Szlak Tatarski, z meczetami, cmentarzami i smakowitym jadłem, wiekowe cerkwie prawosławne, piękne świątynie katolickie, także synagogi i cmentarze żydowskie. Jest co zwiedzać, fotografować, przeżywać i smakować. Na północnym wschodzie naszego kraju są miejsca, które winien poznać każdy Polak.

Źródło: http://www.rosikonpress.com/

 

„Groch i kapusta. Północny zachód”

Rok wydania: 2011

 

 

Na północnym zachodzie naszego kraju są miejsca, które winien poznać każdy Polak. Przede wszystkim Szlak Piastowski wiodący od Gniezna przez Ostrów Lednicki, Kruszwicę, Strzelno, Trzemeszno, Mogilno, Czerwińsk do Płocka. Polecam też Kaszuby z „najdłuższym paskiem Polski”, czyli Półwyspem Helskim, przepięknymi lasami, jeziorami i kręgami megalitycznymi. Na Pomorzu – ciągle pełne tajemnic Borne Sulinowo. Ciekawe zabytki, piękna przyroda, ludzie z pasją. Warto poznać ten region.

Źródło: http://www.rosikonpress.com/